Mój ateizm wyrósł na katolickich podstawach. Pochodzę z rodziny gdzie wiara i kościół oprócz ich religijnej wartości traktowane były częściowo jako tradycja i w pewnym sensie jako opozycja do władzy (to były jeszcze „tamte czasy”). Nie pamiętam chrztu, pamiętam natomiast lekcje religii, pierwszą komunię i bierzmowanie. Bywałem w kościele, modliłem się – prowadziłem normalne życie polskiego katolika. Niestety z upływem czasu lista pytań i problemów związanych z wiarą rosła a brakowało dających się zaakceptować odpowiedzi. Jednym z pierwszych poważniejszych pytań jakie sobie postawiłem był właśnie problem nadziei. Teraz mogę chyba nawet powiedzieć, że to pytanie stało się podstawą mojego odejścia od wiary i kościoła na rzecz ateizmu i chociaż w moim wypadku pytanie to ukształtował katolicyzm jest ono raczej wspólne dla wszystkich religii.
Czy wiara jest czymś więcej niż nadzieją?
Zgadzam się z panem Ratzinger’em, że wiara jest tożsama z nadzieją. Tutaj się jednak zgoda kończy, bo już z wnioskami jakie formułuje zgodzić się nie mogę.
Po piewsze dlatego, że religia nie tyle jest nadzieją, co wiarą w nadzieję. Nadzieja nie może być rozpatrywana w oderwaniu od tego czego dotyczy. Wiara jest nadzieją, że Bóg istnieje i, że jest właśnie taki jak to kościół opisuje. Nadzieją pozbawioną podstaw, opartą na próbie wyjaśnienia faktów których nie możemy jeszcze zrozumieć i chęci aby człowiek był czymś więcej niż jest.
Po drugie, nawet po przeczytaniu całości tekstu nie widzę skąd „staje się jasne, że może zaspokoić go (człowieka) jedynie coś nieskończonego, co zawsze będzie czymś więcej niż to, co kiedykolwiek może osiągnąć”, i dlaczego właśnie właśnie katolicki Bóg miałby być być odpowiedzią na to oczekiwanie. Skąd aż taki brak wiary w człowieka? Człowiek ma wewnętrzną motywację do poznawania i rozwoju, do stawiania sobie i realizowania celów. W połaczeniu z konkurencyjnością popycha to nas do przodu. Nie tylko w sprawach nauki i techniki ale też życia społecznego. Wiemy więcej, żyjemy lepiej i dłużej, jesteśmy lepsi. A, że mamy ograniczony czas? Tacy już jesteśmy i nadzieją tego nie zmienimy.
Po trzecie, nazywanie modlitwy nauką wiary i nadziei jest prawdziwe. Dokładnie ta sama zasada jest wykorzystywana kiedy się uczymy, w całym szkolnictwie i na przykład w marketingu. Po odpowiednio dużej ilości powtórzeń zapamiętujemy dany fakt. Jeśli to powtarzanie trwa całe życie i na dodatek poparte jest codziennymi czy co-niedzielnymi rytuałami, przestajemy zauważać różnicę pomiędzy tym czego się uczyliśmy a rzeczywistością. Szczególnie jeżeli ta indoktrynacja zaczyna się w kołysce wykorzystując autorytet rodziców.
Tak więc najnowsza encyklika, jak tego można było się spodziewać nie wnosi nic nowego do dyskusji. Pokazuje jeszcze jedną drogę do udowodnienia, że Bóg istnieje która jednak nie różni się od poprzednich.
Jak ktoś ma ochotę, to całą encyklikę można przeczytać tutaj.